piątek, 31 maja 2013

Third 0.03 - I don't hate womens, they just sometimes make me mad

- Wstawaj Jus. - Szepnęła Lucy potrząsając chłopakiem który głupkowato uśmiechał się przez sen.
- No dawaj, kurwa. Budź się. - Wyraz twarzy szatyna zmienił się na zdziwienie kiedy wolno uchylał oczy.
- Wracaj do spania shawty. - Sapnął łapiąc brunetkę w talii, przyciskając ją mocno do siebie.
- Ale Justin, ktoś um siedzi no, na drzewie na przeciwko nas i celuje we mnie bronią. - przestraszona wtuliła się w niego mocniej.
- Zabije go, daj mi sekundę. - Chłopak udał że się przeciąga, po czym wślizgnął rękę pod poduszkę wyciągając z niej peggy sue, mocno ją ścisnął, po czym gwałtownie wymierzył ślepy cel w kierunku okna. Szkło potłukło się na masę małych kawałków ale kula przeszła przez nie i trafiła snajpera prosto, między oczy, co sprawiło że martwe ciało spadło z drzewa na wilgotny grunt.
- D-dlaczego on chciał...
- Cię zabić? - dokończył Justin.
- T-tak.
- Jestem płatnym mordercą, zrozum, mam wrogów, całe masy, zabijam dla pieniędzy, oni chcą się mścić, niby mam załatwioną ochronę, ale kurwa, takie coś jest na porządku dziennym, ludzie wiedzą że nie mogą mnie zniszczyć dlatego zrobili to ze wszystkimi ludźmi, którzy byli dla mnie ważni, których kochałem. Dlatego tak bardzo nienawidzę ludzkiej rasy.
- Przykro mi. - Odparła Lucy.
- Sam jestem sobie winien... o mój Boże Luc, jesteś ranna. - Szepnął Justin biorąc ją na ręce i zanosząc do łazienki.
Posadził brunetkę na blacie obok zlewu, sięgając do szafki po apteczkę i ręcznik.
Wyjął z apteczki gazę, bandaż i spore szczypce. Chwycił rękę Lucy w bardzo delikatny sposób. Inny niż miał w zwyczaju. Szczypcami wyciągnął małe kawałki szkła, które spoczywały wbite w jej przedramię. Większe odłamki zostawiły spore ślady. Po wyjęciu całego szkła, przemył rękę Lucy wilgotnym ręcznikiem.
- Będę musiał to zszyć. - Pokazał palcem na ranę otwartą na długości od łokcia do połowy przedramienia.
Dziewczyna tylko jęknęła, bała się wydusić z siebie cokolwiek. Szatyn chwycił z pudełka igłę wykrzywioną w łuk, odkaził ją i nawlekł granatową nić chirurgiczną.
- Będzie bolało przepraszam, ale muszę to zrobić inaczej wejdzie zakażenie. Masz zagryzaj ręcznik. - Powiedział Justin, przepraszającym tonem, podając Lucy kawałek materiału.
- Gotowa? - Szepnął.
Dziewczyna zacisnęła powieki, a samotna łza wypłynęła z jej prawego oka.   
Chłopak otarł jej łzę i polał ranę Johnym Walkerem, jedyną whiskey jaką miał pod ręką. Wcisnął jej go w rękę by przytrzymała butelkę, ta zamiast tego upiła wielki łyk.
Justin wbił igłę w skórę dziewczyny po czym zrobił to samo z drugiej strony i zacisnął ranę, powtórzył czynność około 28 razy, w rezultacie czego Lucy miała 14 szwów na przedramieniu. Mocno zagryzała ręcznik, a szatyn dał jej jakiś zastrzyk. 
- C-co mi wstrzyknąłeś? - szepnęła przez łzy.
- Shhh, przestanie boleć. 
- Chcę do domu. Zawieź mnie do domu, proszę. - Łkała. 
Justin mocno ją przytulił i pocałował w czoło. Zabandażował jej rękę i zniósł na rękach do salonu. Położył ją na kanapie i przykrył ją kocem.
- Będziesz teraz osłabiona, to przez to że straciłaś tyle krwi i przez działanie leku. - Powiedział.
- Nie obchodzi mnie to, błagam, zawieź mnie do domu. 
- Nie pozwolę ci stąd odejść.
- Sama wyjdę. - Lucy wstała, założyła na nogi czarne koturny w których była na imprezie i otworzyła drzwi frontowe. Nagle poczuła ręce zaciskające się na jej nadgarstkach. Justin popchnął ją na ścianę. 
- Nigdzie nie idziesz, jeśli ja coś mówię to tak ma być, rozumiesz suko?
Na twarzy dziewczyny pojawił się cwaniacki uśmiech. 
- Nie, nie rozumiem. Wypierdalam stąd najszybciej jak się da, buziaczki. - Wyszarpała się brunetka.
- Ty niewdzięczna idiotko. Mogłem dać ci się wykrwawić. - Jego ręką zostawiła soczysty ślad na jej policzku. Automatycznie ją puścił a dziewczyna trzymała zimną dłoń przy piekącym miejscu na twarzy. 
- " Nie podniosę na ciebie ręki, nawet jeśli będziesz próbowała mnie zabić, obiecuję." - Zaszydziła kiedy łzy spływały po jej policzku, nie mogła ich opanować. 
- Nie musiałam czekać nawet doby żeby się przekonać że kłamałeś. Złamałeś obietnicę więc do kurwy nędzy daj mi chociaż odejść. 
- Wkurwiasz mnie. - Kolejny policzek. 
-  Po chuj ci ten obraz rycerza w salonie? Nie masz własnego honoru! Rycerz nigdy nie skrzywdziłby kobiety, ty jesteś w tym zajebisty. - Lucy obróciła się na pięcie i pobiegła przed siebie. Biegła przez las, z uwagi na nietypową okolicę, nie było żadnego domu w około, po pokonaniu kolosalnej liczby kilometrów w lesie, dobiegła do autostrady. Usiadła na pasie awaryjnym i pozwoliła dać upust swoim emocjom. Płakała kołysząc swoim ciałem. Ciężarówki trąbiły, niektórzy zatrzymywali się bezczelnie pytając brunetkę " ile za loda ".
Otworzyła szeroko oczy kiedy zatrzymało się przy niej białe Porsche cayenne, Lucy zerwała się z zamiarem wbiegnięcia do lasu ale chłopak mocno otoczył ją ramionami, odwrócił ją w swoją stronę i przycisnął jej roztrzęsione ciało do siebie. 
- Jestem głupim skurwysynem, to prawda. Nie mam serca, to prawda. Ale nigdy nie chciałbym cię skrzywdzić Lucy. - Szepnął, przywierając ustami do czerwonych ust dziewczyny.
Po chwili wahania, brunetka oddała pocałunek i zmniejszyła odległość między nimi. 
- Zawiozę cię do domu. Przepraszam że chciałem cię zatrzymać u siebie, to twoje życie. Muszę się pogodzić z tym że już cię nigdy nie zobaczę. - Sapnął otwierając drzwi ze strony pasażera. Sam zajął miejsce kierowcy i bezpiecznie wjechał na teren Queens - dzielnicy Nowego Jorku która prowadziła w kierunku Manhattanu. 
Brunetka poinstruowała go jak dojechać do jej apartamentowca. Weszła do lobby całego w złocie i marmurach, szatyn wkroczył za nią. Po przejażdżce windą na 18 piętro, otworzyła drzwi do mieszkania. Justin szedł za nią jak przybłąkany pies. 
Lucy zdjęła buty i weszła do kuchni uruchamiając express do kawy klikając opcję "dwie latte z pianką"
- Czemu tak mnie nienawidzisz? - zapytała.
- Nie nienawidzę cię. Jakbym cię nienawidził to nie zrobił bym tego.. no wiesz.
- Nie pocałowałbyś mnie? - poczuła się pewniej.
- T-tak. - szepnął czerwieniąc się.
Jak ona na niego działała. 
- Więc czemu tak nienawidzisz kobiet? 
- Nie nienawidzę kobiet, one po prostu czasami mnie wkurwiają.
- Co to za czarne myśli rapera? - zaszydziła.
- Najlepszy biały raper, Eminem. Swoją drogą, powinienem cię zostawić. Przepraszam. - Sapnął.
- Nie zostaniesz na kawę? 
- Muszę, coś załatwić. - Podszedł do Lucy przytulił ją mocno do siebie i szepnął :
- Żegnaj... na zawsze, chyba. 


Drugiego dnia zrozumiała 
1# cały czas kłamał
2# był nieprzewidywalny
3# nie chciała się z nim rozstawać 

_______________________________________

huihvuihiodweoihuew i jak wam się podoba taki rozwój? shippujecie Jucy? 
Piszcie w komentarzach, trudno tłumaczyło się ten rozdział ale obiecałam dodać więc jestem.
Kocham was, @DameBieber_
 


 

Trailer - Teenage Dirtbag by @themrshazza

CLICK TO WATCH TRAILER


wielkie podziękowania dla @themrshazza która spędziła masę czasu nad zrobieniem trailera, jest cudowny. Dziękuję. Zapraszam do komentowania, bo komentarze to rzeczy które najbardziej motywują do dalszego tłumaczenia. Mam wrażenie że wam nie zależy, a sporo osób dołożyło starań do tego fanfiction. Nie mam już na myśli treści ale wyglądu i wszystkiego. Kocham was mocno, dziś dodam kolejny. wasza @DameBieber_ xxx

środa, 29 maja 2013

Second 0.02 - That's my job, I entered but here's no exit.

Lucy obudziła się z ogromnym bólem pleców, jak to możliwe że łóżko nieznajomego mogło być tak niewygodne? Otworzyła oczy, które w ciemności nic nie mogły dostrzec, brunetka czekała aż pręciki w jej gałkach ocznych zaczną działać i wyostrzą obraz w pomieszczeniu.
- Co do chuja? - szepnęła dziewczyna odkrywając ciekawe rzeczy m.in :
a) Leżała na podłodze
b) Miała związane ręce
c) Była w pokoju chłopaka ale jego tam nie było.
d) Była przywiązana do kaloryfera by nie mogła uciec.
 Łzy napłynęły jej do oczu, by już po chwili spływać po jej policzkach.
- Chce umrzeć, w tej chwili. - lamentowała Luc.
Drzwi do pokoju uchyliły się, rzucając do niego masę białego światła.
Po panelach poturlała się butelka wody, by zaraz po tym spokojnie wkroczył szatyn.
Wiedziała, że to on jej to zrobił, przestraszyła się, zamknęła oczy i imitowała sen.
Czerwona ciecz spływała z dłoni chłopaka kiedy podchodził do ściany naprzeciw brunetki.
Palcami rysował na niej jakieś kształty by po chwili złożyło się to w sensowny napis.
              Wiem, że nie śpisz. 
Spojrzał przez ramię na brunetkę, zbliżając się do niej.
Położył swoje ręce na jej szyi, zaciskając je co raz bardziej, brunetka kaszlała, bezskutecznie próbując nabrać powietrza. Kiedy chwila jej śmierci się zbliżała, szatyn rozluźnił uścisk.
 Zemdlała.
- Zostaniesz tu. Na zawsze - skwitował.
Rozwiązując liny, położył Lucy w swoim łóżku, po czym wyszedł z pokoju.
Chłopak zszedł po schodach do piwnicy, odsunął z ziemi mały dywanik w indyjskie wzory i otworzył żelazny właz, wślizgnął się do środka i wziął ze sobą kilka potrzebnych mu rzeczy.
Wrócił do pokoju i usiadł na łóżku, brunetka już się obudziła, kiedy zobaczyła co trzymał w rękach, podkuliła nogi pod brodę i okryła się kołdrą.
- Nie bój się. - Delikatnie pogłaskał ją po udzie przez okrycie.
Wychyliła się, lekko zerkając w jego stronę.
- Po co ci to? - Spytała kiedy chował peggy sue, za pasek swoich spodni.
- Co masz na myśli? - Nagle rodzaje tłumików stały się tak interesujące.
- Po co ci broń?
- Żeby zabijać? - Szorstko odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Dlaczego zabijasz? - Bała się że przekroczyła granicę cierpliwości szatyna, więc się wycofała.
- To moja praca. Wszedłem, ale stąd nie ma wyjścia.
Podniósł się, ucałował Lucy w czoło, po czym opuścił pomieszczenie trzaskając drzwiami.
Dziewczyna bała się wyjść z pokoju, nie wiedziała kiedy on wróci.
Nagle kartka na stoliku przykuła jej uwagę.

  Kiedy to przeczytasz, mnie nie będzie w domu, wrócę jutro wieczorem. Wyjdź z pokoju, nie bój się, łazienka na piętrze, możesz wziąć moje ubrania, na parterze masz kuchnie, zrobiłem jajecznicę, jeszcze ciepła. Ale spróbuj tylko suko, wyjść z domu, to przysięgam że cię zabiję. To dla twojego dobra. Wrócę nim się obejrzysz. - Justin

Szybkim ruchem otworzyła drzwi od pokoju gnając do łazienki, zobaczyła w lustrze ślady, wiedziała że to nie był sen, odbyła poranną toaletę, założyła szary dres chłopaka i koszulkę z logo Jordana. Zjadła całą patelnię jajecznicy, którą szatyn zostawił dla niej w kuchni.
Bała się zostać sama w nocy ale wiedziała że jeśli szybko położy się spać, Justin zaraz wróci.
Obudziła się następnego dnia o godzinie 17.15, musiała być strasznie zmęczona. Już chwilę później usłyszała samochód parkujący na podjeździe. Ten sam, którym ją potrącił.
- Wróciłem, jak było beze mnie? - Wykrzyknął z wejścia szatyn.
Lucy wolno zeszła ze schodów, choć bała się go, miała ochotę zbiec na dół i rzucić mu się w ramiona.
- Nie ufasz mi. - Oznajmił.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko wpatrywała się w podłogę.
- Ty się mnie boisz, kurwa.
Gwałtownie się poruszył, niwelując dystans między nimi. Luc cofnęła się w przerażeniu.
- Nie chciałem. To nie moja wina. Nigdy bym się nie skrzywdził, to one. - Szepnął przytulając dziewczynę.
Niepewna tego co robi, pogłębiła uścisk. Justin był taki ciepły.
Milczała.
Chłopak wziął ją na ręce i położył w łóżku. Po chwili wrócił z łazienki, rozebrany całkowicie. Jego przyrodzenie było przykryte jedynie ręcznikiem, który był przewiązany w biodrach.
Brunetka odwróciła głowę w stronę okna, speszona, oblana rumieńcem.
- Możesz na mnie patrzeć, to nie zbrodnia. - Mruknął.
- Przepraszam. - Spuściła wzrok.
- Nie masz za co, co moje to i twoje kochanie.
Justin włożył szare dresy.

 Chwycił poduszę i kołdrę i położył je na ziemi, kładąc się.
- Pojebało cię? - szepnęła. - Wracaj tu. Nie będziesz spać na podłodze. - krzyknęła szeptem.
Już po chwili Justin dołączył do niej kładąc się na najbardziej odległy brzeg materaca.
Lucy zmniejszyła dystans pomiędzy ich ciałami i chwyciła go za rękę, mocno ściskając.
- Dziękuję. - Ucałowała łopatkę na jego plecach. Jedyne miejsce, które miała w zasięgu.
- Za to że jestem skurwielem? - Zapytał zdziwiony przytulając ją mocno do swojego ciała.
- Uderzysz mnie jak powiem ''tak'', zaprzeczysz kiedy powiem ''nie''.
- Nie podniosę na ciebie ręki, nawet jeśli będziesz próbowała mnie zabić, obiecuję. -
Pocałował jej czoło.


- Ze mną jesteś bezpieczna Lucy. - Szepnął.
- Skąd znasz moje imię. - Otworzyła szeroko oczy w zdziwieniu.
- Nosisz je na szyi skarbie, śpij dobrze.


 Jak to kurwa go nie sprzątnęliście? Jak to kurwa spierdolił? Dorwę go. Nie podaruje mu tego co zrobił. Zapłaci za to własnym kutasem, zboczeniec pierdolony. Jeśli ma jaja, pokaże się, jeśli nie, my go znajdziemy. 


Dnia pierwszego  :
#1. Zrozumiała, że pomimo strachu wobec niego, czuła się przy nim bezpieczna
#2. Poznała jego imię.
#3. Spała z nim i jednym łóżku.
#4. Chciał ją zabić.
_______________________________________

Przepraszam za długą nieobecność, miałam problemy z internetem, szkołą i zdrowiem. dlatego też kolejny jest dopiero dzisiaj. Ten rozdział nie przypadnie wam do gustu, bo jest słaby, ale kolejne będą tylko lepsze. Niedługo pojawi się zwiastun. Jestem strasznie zmęczona nawet nie czytam tego drugi raz, jest godzina 3:38 AM, spać mi się chcę jak nie wiem. Ale wam obiecałam więc dodaje. Następny jak najszybciej, oby jutro. Kocham was. / @DameBieber_




niedziela, 19 maja 2013

First 0.01 - I'm gonna kill this motherfucker

Nowy Jork 26 sierpnia, 2013

- Zgubiłaś się? Nowy Jork jest niebezpieczny nocą. - Lucy usłyszała głos zza pleców kiedy przechodziła przez most Brooklyński w krótkiej sukience, wracając z imprezy.



- Mmmm gorąca, ciekawe ile bierze. - Starszy mężczyzna trącił łokciem swojego towarzysza opierającego się o barierkę.

Brunetka przyspieszyła kroku, chciała jak najszybciej znaleźć się w domu.
Jej ręce zaczęły się pocić, kurczowo ściskając w lewej dłoni telefon.
Kiedy znalazła się w pełni oświetlonej, żywej części Brooklynu poczuła się bezpieczna.
Rozluźniła ramiona, zwalniając tępo. Przeszła koło grupy chłopaków, na oko w jej wieku, palących papierosy, wymieniając pieniądze i towary. Gęsia skórka ogarnęła jej całe ciało. Minęła zakręt, doszła do małego salonu fryzjerskiego, przystanęła oceniając sytuację, była blisko Times Square, co było równoznaczne z wielkim tłumem nawet w środku nocy. Odetchnęła z ulgą, wyciągając z małej torebki paczkę Black Devil'ów, odpaliła papierosa i zaciągnęła się czekoladowym smakiem. Wolno wypuściła dym z ust kolejny raz zaciągając się używką. Przystanęła w ciemniejszym i cichszym miejscu gdzie ludzie nie mogli jej zobaczyć ale ona ich mogła. Spokojnie dokończyła papierosa, opierając głowę o budynek z czerwonej cegły. Zamknęła oczy by uporządkować kilka myśli, a kiedy je otworzyła.
Jakiś mężczyzna, brodaty na oko 40 latek wciągnął ją głębiej w zaułek, chciała krzyczeć ale przyłożył jej do ust gazę z morfiną. Usnęła...

Ocknęła się wśród kubłów na śmieci, leżała swobodnie przykryta workami foliowymi wypełnionymi jakimś gównem. Zrzuciła z siebie worek, przypominając sobie wydarzenie z nocy. Jej sukienka była rozdarta na brzuchu, nie miała bielizny, ale torebka z telefonem, portfelem i kluczami nie ucierpiała. Lucy zaczęła płakać rozmazując swój imprezowy makijaż. Kuśtykając wyszła z zaułka na Times Square, chciała szybko zatrzymać taksówkę, ale każda omijała ją nie zwracając na Lucy uwagi.
Zdesperowana dziewczyna chciała przejść przez ulicę, nie zważając na brak przejścia dla pieszych, wkroczyła na jezdnię, taksówkarze trąbili więc Lucy pokazała im środkowy palec, wtedy wpadła na maskę Porsche Cayenne z 2012 roku, kierowca zatrzymał się i wysiadł z samochodu.
Zamiast pomóc potrąconej i zgwałconej Lucy rzucił się na nią.
- Jak chodzisz głupia suko? Chcesz stracić życie? Co w ciebie wstąpiło, przejście dla pieszych jest 100 metrów dalej, myślę że twoja dupa dałaby radę tam dojść. Tania dziwka. - jego wrzaski zainteresowały przechodniów i taksówkarzy którzy spluwali na Lucy przez otwarte okna.

Dziewczyna znów nie wytrzymała i wybuchła płaczem, siniak na jej policzku robił się bardziej fioletowy i widoczny.
- Ludzie krzywdzą. - Tylko to umiała wydusić z siebie dziewczyna, poniżana przez tabun kierowców.
Nieznajomy kierowca Porsche podszedł do niej i wziął ją na ręce, rzucił ją na przednie siedzenie, odpalił maszynę, wciskając gaz i pędząc nie wiadomo gdzie.

- Powiesz mi co ci się stało? - Zapytał wyraźnie poirytowany chłopak.
- Jakie to ma znaczenie? - załkała brunetka.
- Wyświadczam ci przysługę, wiozę cię moim samochodem, może okazałabyś chociaż odrobinę wdzięczności, mała suko?
- Nie prosiłam o to. - Jej ton głosu był pełen cierpliwości i cierpienia.
- Co ci się stało do kurwy nędzy!
- Chuj ci do tego, wysadź mnie! - wrzasnęła Lucy przez łzy które wciąż spływały po jej policzkach.
- Nie, kurwa, jedziesz ze mną.
- Zatrzymaj się, proszę. - Jej ton zmienił się na błagalny. - Boję się...- kontynuowała.
- Nic ci nie zrobię, chce ci tylko pomóc, idiotko.
- Ja dziękuję za taką miłą pomoc, wysiadam. - Szepnęła chwytając klamkę.
- Nic z tego suko, zablokowane.
- Błagam, zostaw mnie. Chcę umrzeć. - znów pękła, a łzy ogarnęły jej twarz.
Chłopak zatrzymał samochód i wysiadł okrążając go, po czym otworzył drzwi ze strony Lucy.
Bez słowa przytulił ją i zakołysał jej kruchym ciałem, dziewczyna zadrżała.
- Nie bój się, nie skrzywdzę cię. - szepnął jej we włosy.
- Zaopiekuję się tobą. - dodał.

30 minut później Lucy obudziła się sama w wielkim łóżku, w ciemnym pokoju. Kiedy wspomnienia z poprzedniej nocy wróciły, po jej policzkach popłynęły łzy, a płacz przerodził się w histerię.
- Shhhhh już dobrze kochanie. Jesteś bezpieczna. - Szatyn który jeszcze przed sekundą stał w drzwiach, trzymał w uścisku drżącą brunetkę.
Kołysał jej ciałem by się uspokoiła, jej płacz ucichł a powieki zrobiły się cięższe. Chłopak zaczął nucić jej żydowską kołysankę.
- 40 letni oblech mnie zgwałcił. - znów wybuchła płaczem.
Uścisk rąk szatyna zacieśnił się a on westchnął głośno.
- Zabije skurwysyna.

_______________________

no to pierwsze koty za płoty, jutro kolejny, więc do następnego :*

Prologue 0.00

Nowy Jork, 1 Marca ; 1994

- Tyle starań, jest pani bardzo dzielna, dziewczynka prawie nie wytrzymała, ale jednak poród przebiegł pomyślnie.
- Dziewczynka? - Spytała młoda dziewczyna ze łzami w oczach.
- Tak, to dziewczynka, piękna dziewczynka. Weźmiemy ją na badania i podam pani szczegóły. - Doktor odmaszerował w kierunku szklanych drzwi porodówki.
- 1 Marca 12.56, na świat przyszła moja córeczka, Lucy. - brunetka załkała z radości, po czym zmorzył ją sen.
*
- bardzo mi przykro ale stwierdziliśmy u pańskiej córki niewydolność nerki, dializy są dość kosztowne, a na przeszczep trzeba długo czekać.
- nie mam pieniędzy, mam 16 lat, nie mam pracy, chłopaka, rodzice wyrzucili mnie z domu.
- bardzo mi przykro. - doktor po raz kolejny opuścił pomieszczenie.


~w tym samym czasie, Stratford, Ontario, CA~

- Wspaniale się spisujesz Pattie, przyj. - położna wspierała kobietę przy porodzie. Jęki Pattie rozniosły się po całym korytarzu.
- Udało się mamy ich, bliźniaki, godzina narodzin 12.56, jeden, zdrowy. drugi, zdr... godzina zgonu 12.57.


                               Życie potrafi ulecieć z ciała w jednej sekundzie. Cud narodzin ogarnia cię, a minutę później, dowiadujesz się o jego śmierci. 

Nowy Jork, 5 marca, 7 PM


       NEW YORK NEWS.

- Dobry wieczór, witam Was bardzo serdecznie w programie New York News, dziś nad ranem z rzeki Hudson wyłowiono ciało szesnastolatki niejakiej Amy Hale, popełniła samobójstwo, kilkudniowego niemowlaka zmarzniętego zostawiła w kocyku na brzegu. Ratownicy ledwo co utrzymali dziewczynkę przy życiu, okazało się że cierpi na niewydolność nerek. Nowy York pogrążony w żałobie.



Wprowadzenie.

Adres bloga teenagedirtbag-tlumaczenie, powstał od bloga 'Teenage Dirtbag' którego pisałam w języku angielskim na Tumblr, nie będę dawać linków, żeby nie robić z siebie debila, aczkolwiek będę go tłumaczyć na tym blogu, tam zrobił nawet niezłą karierę, ale zamknęłam go z powodu braku chęci pisania w obcym języku. Bohaterami będzie wiadomo Justin, w tym wydaniu u boku Lucy Hale. Chyba kojarzycie?
Do zobaczenia z prologiem xx, / @DameBieber_